Jastek Telica Jastek Telica
543
BLOG

Sztuka niemożliwego – czyli remontada Barcelony

Jastek Telica Jastek Telica Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Barcelona po słabych zawodach przegrywająca cztery do zera z PSG nie dawała podstaw, by wierzyć w jej awans do następnej rundy.

W ogóle sama wiara przy wydarzeniach sportowych wydaje się nadużyciem. To nie ta kategoria zjawisk. Mecz piłki nożnej przede wszystkim ma być widowiskiem. I przez lata FC Barcelona takie widowisko zapewniała, chaosowi, którym jest rywalizacja dwudziestu dwóch facetów, nadając znamiona porządku.

Obserwowanie takiej Barcelony był czystą przyjemnością, ale w sprawnie działającej machinie z czasem coś zaczęło się psuć. Odchodzili kluczowi gracze, a pozostający Messi zawodził, zaś Iniesta, ten wielki wspaniały Iniesta, tracił panowanie nad piłką. Wybitny drybler, doskonały pomocnik, kreator przeżywał regres.

Nie przezwyciężył go. W dzisiejszym meczu podawał za mocno, drybling mu się nie udawał. Słusznie został zmieniony, bo niewiele dokładał do siły zespołu.

Tyle, że jedna z kluczowych bramek to tylko jego zasługa.

A kluczowych goli padło więcej.

Barcelona grała dobrze, ale popełniała mnóstwo błędów. Sporych, jak dopuszczanie przeciwnika do groźnych sytuacji i tych drobnych jak niedokładność w podaniach, przykładanie zbyt wielkiej siły do zagrywania piłki. Mnóstwo nieporozumień. To już nie maszyna ograniczająca role przypadku.

Ale w pięćdziesiątej minucie prowadziła trzy zero i była bardzo bliska odrobienia strat i zwycięstwa w dwumeczu.

To, co można powiedzieć o tym meczu to to, że miał niesamowitą dramaturgię. Przeciwnikom zaczęły się nogi plątać, choć wyprowadzali groźne akcje. Ale bali się równocześnie tego nieobliczalnego Messiego, który w tym meczu najmocniejszy nie był i, aż strach to powiedzieć, zawodził.

No i stało się. Po faulu w środku pola przeciwnik rozegrał rzut wolny. Trudny do opisania błąd w ustawieniu całego zespołu, plus fatalne indywidualne krycie Rakiticia i po ptokach. Sześćdziesiąta minuta i trzeba odrabiać trzy bramki.

Aż trzy!

Wcześniejsze zostały bardziej wymęczone niż zdobyte.

Z prawie już zwycięskiej drużyny zeszło powietrze. My mamy powiedzenie o witaniu się z gąską i tu właśnie obserwowaliśmy jego realizację. PSG zaczęło przeprowadzać jeszcze groźniejsze akcje. Zawodnicy Barcelony machali rękoma i wpadali w furię. Nic nie pokazywali pod względem sportowym, zjadała ich złość. Jakby typowe zachowanie, kiedy sukces był blisko, a niespodziewanie oddalał się, gdzie tam oddalał, zostawał z niego proch i pył!

Ale zdarzyło się to, co nie mogło się zdarzyć. Neymar zapomniał o przewracaniu się, bo kiedy i tak wszystko było stracone, wziął na siebie grę. Z niesamowitym skutkiem w postaci ostatnich minut. A dramaturgia stale narastała, bo naswet pięć do jednego nie dawało sukcesu. Taki wysoki wynik,a to przeciwnik by się ostatecznie cieszył. Ter Stegen udowodnił, że znakomicie gra nogami, w środku pola odbierając piłkę atakującemu przeciwnikowi, kiedy bramka była pusta, bo w ostatniej minucie musiał pomóc napastnikom.

Barcelona zrobiła coś niemożliwego, ostatecznie wygrała sześć do jednego, przechodząc dalej.

Ten mecz był widowiskiem, i to takim, jakiego w sporcie nie oglądałem (o teatrze współczesnym nie ma co nadmieniać, on staje się jarmarcznym, fekalnym dziwactwem). Barcelona zagrała wielki mecz, choć nieidealny, przytrafiało się jej zawodnikom naprawdę wiele nieudanych zagrań, nie mówiąc o niepanowaniu nad rozbuchanymi emocjami.


Co można w skrócie powiedzieć, o zespole, który z piłki uczynił coś w rodzaju sztuki?

To nie była najlepsza Barcelona, jaką widziałem.

Ale na pewno najbardziej nieobliczalna.


A Neymara to pewnie ukoronują.


nieistotny osobnik

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport